Jakiś czas temu dowiedziałem się przypadkiem, że lata temu Egmont wydał mecha. I to nie byle jakiego mecha, bo ze stajni Gundama. Zapragnąłem przeczytać to cudo. Nawet szybko się znalazła przyzwoita oferta na całość. W sumie się nie dziwie, że ktoś chciał to spieniężyć...
Ten tytuł to kompletna padaka Zacznijmy od aspektu technicznego: co to, do cholery, za partactwo z onomatopejami?! Jak nie umieli ich wymazać, to było się za to nie brać. Serio, już wolę by zostały oryginalne krzaczki, nawet bez przypisów, co znaczą, niż to co się tu odjaniepawliło. Grafik powinien dostać wilczy bilet. Nawet amatorzy-skanlatorzy sobie lepiej radzą. Tłumaczenie sfx'ów nie na polskie, tylko na angielskie (tak mi się zdaje) to kolejna paranoja - co oni, pracowali na angielskich spartaczonych skanach? To mi się po prostu w głowie nie mieści >_< Nie mam pojęcia jak takie coś można było puścić do druku.
Teraz o samym tytule Ilość zwrotów akcji, zmartwychwstań, zmian frontu, zdrad sojuszników na stronę jest chyba nie do przebicia. Oto co zrozumiałem z fabuły pierwszych 3 tomów:
Piszecie tu o rodzącym się romansie Relany i Heero. Faktycznie, coś w tym jest, że to związek sadysty z masochistką. Ale za bycie tak bezkrytyczną idealistką dziołszka aż się prosi... A jej biografia to istny majstersztyk:
Zdecydowanie nie polecam. No, może ultrafanom Gundamów, już nie samych mechów, a konkretnie Gundamów. Zmarnowana kasa i miejsce na półce. Pierwsza tak słaba pozycja od czasów Wolpertingermenschen i innych mangopolo. Ale jeszcze postoi u mnie jakiś czas, poczeka aż złe wrażenie osłabnie, wtedy przeczytam 3 tomy G-Unit i pewnie wtedy przyjdzie czas by się pożegnać. Ciekawe, czy ktoś to w ogóle będzie chciał odkupić. Pewnie kolejny taki naiwniak jak ja