Chrno pisze:Tak jak mówiłem, ideologia zastąpiła wam zdrowy rozsądek.
Czasami jak czytam niektóre wasze wypowiedzi, to się zastanawiam, czy bylibyście w stanie mi to samo powiedzieć w trakcie normalnej rozmowy... wątpię. Dyskusja polega na wymianie zdań, a nie obrażaniu poglądów strony przeciwnej tylko dlatego, że nie jesteście w stanie jej przekonać do swoich racji.
isei pisze:Tylko jaka to hybryda, kiedy to właściwie jakiś zlepek liter, który ani Polakowi ani Japończykowi nie mówi nic prócz tego, że to przekręcone imię? :/
isei pisze:ale takie bezsensowne fochy na wydawnictwo o to, że nie przetłumaczyło końcówki imienia, która w praktyce kompletnie nic nie znaczy, jest cholernie dziecinne.
Chrno pisze:No ale to że Ty nie wiesz że końcówka cchi nic nie znaczy,
Czy aby na pewno?
Paweł Dybała pisze:Nno, ja bym to pewno przełożył, bo też nie jest to jakiś zupełnie niespotykany sposób zdrabniania (w japońskim funkcjonuje na co dzień).
I trochę o kontekście stosowania tej końcówki przez kogoś, kto zna ten tytuł lepiej od Was:
gg gonia pisze:Kise -> dodaje końcówki "cchi" co ma pokazywać że uważa danych bohaterów za godnych przeciwników/silnych, przełożenie na kurokoś i tak żadnemu czytelnikowi nie powie "hej on musi go szanować" ale z kolei jak najbardziej pasuje do jego charakteru
gg gonia pisze:Ktoś mógłby powiedzieć, "a olać to" ale jest trudno gdyż autor lubi zabieg zmieniania tego jak do siebie zwracają się postaci by podkreślić że np. ktoś kogoś zaczął po jakimś wydarzeniu szanować.
Wisienka od samego wydawcy:
Waneko pisze:w scenach zawierających takie zwroty będziemy, o ile będzie to potrzebne, w ramach wyjaśnienia dodawali przypisy.
I zdanie na koniec, z którym się absolutnie zgadzam:
Paweł Dybała pisze:Z tego, co wiem, Waneko podjęło taką decyzję na podstawie jakiejś ankiety. Natomiast ja generalnie nie jestem fanem ankiet tłumaczeniowych. Gdybyśmy kiedyś kazali czytelnikom wybierać, jaki pseudonim ma nosić Ed Elric, mielibyśmy w polskiej wersji pełnometalowego lub fullmetalowego alchemika. Pamiętam, jaka była wrzawa, gdy zrobiliśmy ankietę dotyczącą tłumaczenia słowa "shinigami" w Bleachu - ludzie burzyli się, że to nie ich opcja została wybrana. Szanuję zdanie czytelników, ale często siłą rzeczy opierają się oni na skanach, a te wiadomo, jak są tłumaczone. Po to jest tłumacz, żeby wiedział więcej i podejmował takie decyzje za nich. Czytelnicy mają dostać gotowy, możliwie najlepiej przetłumaczony produkt. To najlepszy sposób, żeby wyrazić do nich szacunek.
Chrno pisze:Możesz mieć własne zdanie gdy zastanawiamy się czy "niebieski jest ładny" ale nie możesz go mieć gdy "rozważamy czy 2+2=4".
Tylko, że kwestia tłumaczeń omawiana w gronie osób, które nie są profesjonalnymi tłumaczami ociera się o kwestię tego, czy "niebieski jest ładny", a nie o to czy "2+2=4".
Kannagi pisze:Tłumaczenia z japońskiego, szczególnie mang, to nadal coś czego się uczymy.
To nie czytelnik ma się uczyć, tylko tłumacz ma już to umieć. W końcu profesjonalne wydawnictwo zatrudnia (chyba) profesjonalnych tłumaczy, płacąc im za to. Konsumenci natomiast decydują o tym, czy finalny produkt im za taką cenę odpowiada. W końcu wszystko jest warte tyle, ile jesteśmy w stanie za to zapłacić.
Kannagi pisze:Ale serio - ja rozumiem, że ktoś nie kupi Kurosza, bo nie lubi serii, ale foch za Kurokocchi?
Na początku wypadałoby przeczytać wypowiedź osoby (w tym miejscu się kłaniam), która napisała tego "focha", a potem wypadałoby się zastanowić, czy można to w ogóle nazwać "fochem".
Ale zacznę od nowa. Mam stabilną politykę nie kupowania mangowych/książkowych tytułów od polskich wydawnictw. Nie marnuję na nie pieniędzy, jeśli: 1) wydawca mimo tego, że może przetłumaczyć tytuł, nie robi tego (Ao no Exorcist...brrrr), 2) zostawia pseudo japońszczyznę na wierzchu i ledwo widoczny podtytuł na niej (Maria od Taigi), 3) nie czyści onomatopei z lenistwa, a ja mogę zainwestować w lepsze, obcojęzyczne wydanie lub nie znam tytułu na tyle, żeby chcieć go kupić (Książę Piekieł), 4. Zostawia nieprzetłumaczone sufiksy lub obce wyrazy w mangach (Kuroko, Pandora Hearts). Od jakiegoś czasu konsekwentnie się tego trzymam i mam zamiar przy tym zostać, bo jak się na to nie zwróci uwagi i dalej będzie się kupowało tak wydane tytuły, to później taką jakość wydań okrzyknie się mianem polskiego standardu, a stąd tylko krok do wprowadzenia coraz "lepszych" zmian.
Czytałam lepsze mangi i zdecydowanie lepsze książki od Kuroko, dlatego wiem, że po dołożeniu 4 zł do ceny jednego tomu Kuroko mogę sobie kupić np. "Ocean na końcu drogi" Gaimana w twardej oprawie, za równowartość dwóch tomów Kuroko mogę sobie kupić 995. stronicową "Wyprawę skrytobójcy" w twardej oprawie. Oba z świetnym tłumaczeniem, w którym przetłumaczono wszystko, nie stawiając mnie przed koniecznością czytania przypisów, żeby cokolwiek zrozumieć (żarty, podteksty etc.).
Dlatego postanowiłam, że nie wydam 600 zł (tak, tyle będzie Was kosztowało Kuroko) na wydanie, które mnie nie satysfakcjonuje. Wolę swoje pieniądze przeznaczyć na inne tytuły/zainteresowania. W końcu każdy sam decyduje o swoich finansach i cokolwiek byście nie powiedzieli o mojej inteligencji lub logice postępowania nie zmieni tego, że ostateczna decyzja i tak należy wyłącznie do mnie. Więc, jaki jest sen w dalszej kłótni o moich (czy też innej osoby o podobnym nastawieniu) preferencjach zakupowych?