Głos dla niezdecydowanych
- do wczoraj przez myśl nie przeszłoby mi, że zainteresuję się "Tasogare...". Piękne okładki jednak mnie skusiły - przeczytałam fragment, tylko z ciekawości... Wychodząc z założenia, że i tak nigdy nie zapoznam się z całością, zaczęłam... Od zakończenia. Rozwiązanie zagadki Yuuko sprawiło, że mój pogląd na tytuł zmienił się o 180 stopni. Po raz pierwszy przekonałam się, że nie warto sądzić po pozorach - a początkowy brak zainteresowania graniczący z niechęcią może zamienić się w fascynację
Szybko wróciłam do pierwszych rozdziałów, żeby po krótkiej lekturze upewnić się, że chętnie będę do tego tytułu wracać - i chcę to mieć!
Sądząc po rezultatach, jakie daje wpisanie w Google tytułu mangi, można odnieść wrażenie, że wręcz ocieka on nagością. Moim zdaniem nic bardziej mylnego - choć jestem uczulona na ecchi, sporadyczne pojawianie się tych elementów nie zepsuło mi ogólnego odbioru mangi. Co więcej, nagość często pojawia się w określonym celu, i bynajmniej nie chodzi tu o niezdrową podnietę czy wywołanie śmiechu.
Mimo elementów komediowych i ecchi, główny ciężar zdaje się leżeć na szkolnych tajemnicach. Historie powtarzanych przez uczniów mitów, które powracają echem na oczach bohaterów, wprowadzają ciężką atmosferę strachu i niepewności. W moim odczuciu klimat mangi chwilami podobny jest do Another.
Dodatkowym argumentem za bliższą znajomością z "Tasogare..." jest dla mnie rysunek. Manga jest moim zdaniem naprawdę śliczna - pomijając okładki, dla których byłabym bliska kupienia mangi bez względu na treść
, w środku naprawdę jest na co popatrzeć.
Wątpiących zachęcam, by dali szansę Pannie Zmierzchu
- żadna recenzja czy obejrzenie luźnych kadrów nie zastąpią samodzielnej lektury, a w przypadku tego tytułu warto się o to pokusić. Może się okazać, że za zasłoną pozorów kryje się ciekawa historia. Gratuluję Waneko ciekawego tytułu - biorę to i polecam