: śr wrz 02, 2015 2:51 am
Ale macie piękne zwierzaki *__*. Bajnor, Twój Cywil jest przewspaniały! Wielkie zazdro. Wszystkim :<.
Ja walczyłam o piecha przez bite 8 lat chociaż z różną intensywnością. Tak od 3 klasy podstawówki to już działałam "na serio" - zbierałam "Mojego psa", "Przyjaciela psa" (ostatecznie miałam chyba ze 100-150 numerów, bo udało mi się dorwać nawet pojedyncze gazetki z 1999 roku) a później na wszystkie okazje prosiłam o książki o psach. W klasach 4-6 wstawałam czasem o 4-5 nad ranem, żeby nagrywać programy o psach z Animal Planet na kasety wideo... Niestety rodzice byli nieugięci (i są). Teraz zresztą i tak już przepadło, bo studia = stancja i brak czasu. Między innymi z tego względu w liceum już tak nie naciskałam - wiedziałam, że rodzice psa sami z siebie nie chcą, a ja nie będę w stanie go wziąć ze sobą. Cierpię, ale mam nadzieję, że kiedyś to sobie jeszcze odbiję.
Miałam za to dwa krótkie epizody z gryzoniami. Niestety oba zakończone katastrofą. Jedna wydarzyła się jak miałam 7-8 lat i co tu dużo mówić - byłam głupim dzieckiem - bez zgody rodziców kupiłam w zoologicznym mysz. Ostatecznie okazało się, że nie umiem jej oswoić i się jej trochę boję, więc mysz wróciła do sklepu.
Druga historia jest świeższa - moja paczka, wiedząc o moim silnym pragnieniu posiadania psa, uprosiła moich rodziców o zgodę na chomika. Dostałam go na urodziny. Początkowo nazywał się Tymek, ale kochana rodzina przechrzciła go na Pasztet. Powoli udawało mi się go oswoić, niestety chomiczek miał silne zapędy samobójcze. Kupiłam mu wysoką, piętrową klatkę, a on miał zwyczaj skakania z samej góry. Jakoś nie przyszło mi do głowy, że może zrobić krzywdę, jednak któregoś dnia znalazłam go miotającego się z nieruchomymi przednimi łapkami i prawdopodobnie ślepego, bo obijał się o wszystko w klatce. Tego dnia musiałam się z nim pożegnać. Były to czasy słabych i drogich aparatów, więc jedno z niewielu zdjęć, które posiadam jest marnej jakości i wygląda tak:
Nawet ręce nie moje :<.
Ja walczyłam o piecha przez bite 8 lat chociaż z różną intensywnością. Tak od 3 klasy podstawówki to już działałam "na serio" - zbierałam "Mojego psa", "Przyjaciela psa" (ostatecznie miałam chyba ze 100-150 numerów, bo udało mi się dorwać nawet pojedyncze gazetki z 1999 roku) a później na wszystkie okazje prosiłam o książki o psach. W klasach 4-6 wstawałam czasem o 4-5 nad ranem, żeby nagrywać programy o psach z Animal Planet na kasety wideo... Niestety rodzice byli nieugięci (i są). Teraz zresztą i tak już przepadło, bo studia = stancja i brak czasu. Między innymi z tego względu w liceum już tak nie naciskałam - wiedziałam, że rodzice psa sami z siebie nie chcą, a ja nie będę w stanie go wziąć ze sobą. Cierpię, ale mam nadzieję, że kiedyś to sobie jeszcze odbiję.
Miałam za to dwa krótkie epizody z gryzoniami. Niestety oba zakończone katastrofą. Jedna wydarzyła się jak miałam 7-8 lat i co tu dużo mówić - byłam głupim dzieckiem - bez zgody rodziców kupiłam w zoologicznym mysz. Ostatecznie okazało się, że nie umiem jej oswoić i się jej trochę boję, więc mysz wróciła do sklepu.
Druga historia jest świeższa - moja paczka, wiedząc o moim silnym pragnieniu posiadania psa, uprosiła moich rodziców o zgodę na chomika. Dostałam go na urodziny. Początkowo nazywał się Tymek, ale kochana rodzina przechrzciła go na Pasztet. Powoli udawało mi się go oswoić, niestety chomiczek miał silne zapędy samobójcze. Kupiłam mu wysoką, piętrową klatkę, a on miał zwyczaj skakania z samej góry. Jakoś nie przyszło mi do głowy, że może zrobić krzywdę, jednak któregoś dnia znalazłam go miotającego się z nieruchomymi przednimi łapkami i prawdopodobnie ślepego, bo obijał się o wszystko w klatce. Tego dnia musiałam się z nim pożegnać. Były to czasy słabych i drogich aparatów, więc jedno z niewielu zdjęć, które posiadam jest marnej jakości i wygląda tak:
Nawet ręce nie moje :<.