To u mnie zgryźliwość chyba wyszła, bo dla mnie
Krzyś tak bardzo odcinał kupony, że co kwadrans wyrywało mnie to z jakiegokolwiek zauroczenia, a naprawdę chciałam to lubić. Moim największym problemem było to, że poszli na kompletną łatwiznę i postaci robią co robią po każe im scenariusz, a nie dlatego, że mają jakikolwiek charakter.
Zapomnieli nawet dać moment
► Pokaż Spoiler
w którym Krzyś nagle odzyskuje dziecinność, ot, jest wredny bo dorosły, posyła Kubusia w cholerę, obrywa w łeb i nagle walczy z Hefalumpem. A wolny weekend to Ford wprowadził, więc cały finał był dla mnie dziwny.
Piosenka tygrysa to już w ogóle był koszmar. Nie wiem co oni próbowali zrobić, tworząc realistyczne przytulanki i próbując odtworzyć nimi animację 2D, ale wyszło równie traumatyczny koszmar, co piosenka króla małp w remake'u Księgi Dżungli...
Może za dużo wiem o prawdziwej historii rodziny by móc się wczuć (spojler, prawdziwy Krzyś miał jeszcze gorzej i głównie za sprawą ojca), nie wiem. Ale potwierdzam, że dubbing jak raz się spisał, głównie dzięki 'kanonicznej' obsadzie (nawet jeśli przez nią ciągle myślałam jak bardzo wolałabym oglądać którąkolwiek animację).
Zaczynam się bać o Merry Poppins...