Wracając jeszcze do tematu Kawaii. Przeczytałem i cofam moja słowa, duża część tekstów to merytoryczne dno i nie mam już nadziei że cokolwiek zmieni się w tej kwestii w przyszłych numerach.
------------------------------
Pierwszy przykład z brzegu, Pokemon Let's Go Pikachu. Ostatnio nie miałem kontaktu z serią, bo nie mam 3DS, ale ogarniam mniej więcej kolejne pozycje głównej serii. Gdzieś tam obiło mi się o uszy o tej nowej grze, ale nie mam pojęcia czym w ogóle jest. No to robimy blind test, może czegoś się w końcu dowiem. I co? I nic, jak nie wiedziałem tak dalej nic nie wiem. Autor musiał się naprawdę postarać, żeby w tekście nie zawrzeć żadnej istotnej informacji, w dodatku popełnił elementarne wręcz błędy.
W tekście nie ma żadnej informacji o platformie na jakiej ukaże się gra, ani czym tak naprawdę jest, poza tym że chyba jakimś spin-offem. Pierwszy akapit to podsumowanie popularności marki, wyniki sprzedaży i wzmianka o różnorodności gatunkowej poszczególnych gier z serii. Mamy też informację, że główna seria "erpegów" jest kontynuowana nieprzerwanie od 1996 roku. W drugim akapicie widzimy z kolei informację, że główna seria rozpoczęła się od Pokemon Red, Blue i Yellow. Autor chyba skopiował informację z kilku źródeł, ale nie pofatygował się żeby sprawdzić spójność informacji. Seria zaczęła się od Red i Green w Japonii w 1996, wersje Red i Blue ukazały się dopiero w 1998, na zachodzie jeszcze później. Trzeci akapit to już jakaś wzmianka o grze gdzie mamy wytłumaczone, że tutaj zamiast łapać sto Pidgeyów dziennie jak w Pokemon Go, trenujemy jednego atakując inne żeby ewoluował do Pidgeota. No i to by było na tyle jeżeli chodzi o mechanikę. Czwarty i zarazem ostatni akapit wspomina że gra będzie odbywała się w regionie Kanto i będzie miała tryb kooperacji przez telewizorem, co chyba (?) sugeruje Switcha. Sprawdziłem potem w internecie i byle pierwszy z brzegu news mówi więcej niż ten tekst, i to datowany przed ukazaniem się magazynu, więc było dużo źródeł z których można czerpać informację.
------------------------------
Tekst o Shigatsu wa Kimi no Uso to już w ogóle absurd po całej linii. Pierwsza połowa tekstu to po prostu opis fabuły i nakreślenie sytuacji głównych bohaterów. Zapowiada się w porządku, ale zaraz jak tylko mamy wzmiankę o tym jak rolą Kaori jest tutaj pokazanie głównemu bohaterowi jak czerpać przyjemność z grania, wątek ten zostaje urwany i przechodzimy do pobocznych postaci. Um, że co proszę? Przecież relacja głównych postaci i ich zupełnie przeciwne podejście do muzyki to jest główna oś napędowa tej historii, w dodatku wątek o którym można mówić bez większych spoilerów. Dlaczego to nie jest dalej rozwinięte? Kontynuując czytanie można znaleźć odpowiedź na to pytanie:
No właśnie: tempo prowadzenia akcji i sposób rozwijania fabuły to główne czynniki, przez które "Kimiuso" może być dla niektórych raczej trudne w odbiorze. Mnóstwo tutaj bardzo długich scen z wszelakich koncertów i występów, nierzadko potrafiących trwać nawet półtora odcinka.
Autor zdaje się mieć jakieś problem z wątkami muzycznymi i muzyką w ogóle. No niesamowite, muzyczne anime które posiada koncerty. W końcu ktoś zrobił to (prawie) dobrze, ale dla autora tekstu jest to wadą. Jednak to co znajdziemy dalej...
Soundtrack, na który składa się mnóstwo muzyki poważnej do spółki z oryginalnymi kompozycjami autorstwa Yokoyamy Masaru, także bez problemu dają radę - być może nie powala i nie gra potem w głowie godzinami, lecz przede wszystkim doskonale komplementuje poszczególne sceny.
Co ja w ogóle czytam? Muzyka poważna występuje tylko na koncertach, których jest kilka, ale zapisy z nich nie znajdują się na ścieżce dźwiękowej. Ta składa się z kompozycji Masaru, który popełnił jeden z najlepszych wpisów do swojego portfolio. Powiedzenie że muzyka "być może nie powala i nie gra potem w głowie godzinami" to jak polizać diament i powiedzieć że niesmaczny, kompletny brak zrozumienia tematu o jakim się pisze. Tak się składa, że sam jestem muzykiem, doceniam dobre kompozycje i w wolnym czasie lubię transkrybować oraz ogrywać na fortepianie takie perełki jak tutaj. Zresztą, nie jest to tylko moja subiektywna opinia, wystarczy zobaczyć na YT ile ludzi wykonało swoje własne covery, oraz do ilu utworów, jest tego cała masa i bynajmniej nie dlatego że seria była popularna, bo takowych jest dużo, a bywa że ledwo ktokolwiek pofatyguje się żeby zrobić transkrypcję czegoś innego niż OP/ED, bo zwyczajnie czasami nie ma z czego. W Shigatsu wa Kimi no Uso mamy tyle charakterystycznych utworów, które od razu zapadają w pamięć, że można by zrobić mini album fortepianowy na wzór serii Final Fantasy Piano Collections, którą wydaje Square Enix. Watashi no Uso? Uso to Honto? Otouto Mitai na Sonzai? Yuujin A? Kouiu Kimochi wo Nante Itta Kana? Tytułowe Shigatsu wa Kimi no Uso - Piano Solo? Szkoda gadać.
Końcówka nie pozostawia już wątpliwości, autor tekstu niemal wprost sam przyznaje jakie ma podejście do opisywanego przez siebie tytułu.
Komu zatem mógłbym to anime polecić? Przede wszystkim widzowi dojrzałemu emocjonalnie, będącemu w stanie zrozumieć obserwowane na ekranie wydarzenia. (...) Nie od rzeczy będzie też przynajmniej tolerancja muzyki poważnej, której jesteśmy zmuszeni wysłuchiwać niemalże na okrągło. Osoby niespełniające powyższych kryteriów mogą sobie moim zdanie to anime śmiało darować.
Szkoda, że autor nie słucha swoich własnych rad i nie darował sobie napisania tego tekstu, bo zlewanie tematu jakie tutaj uprawia daleko wymyka się z ram subiektywnej opinii i nie ma nic wspólnego z rzetelnym dziennikarstwem. Przede wszystkim podsumowanie ścieżki dźwiękowej w taki sposób w jednym zdaniu, która jest jednym z większych atutów tej serii, to po prostu pokaz ignorancji, bo inaczej się tego nie da nazwać. Można było napisać o niej cokolwiek, docenić lub nie, ale kompletnie pominąć temat podsumowując w ten sposób, tak jakby w ogóle się nie zauważyło istnienia warstwy muzycznej, to już jest naprawdę odrębny poziom dziennikarstwa.