No to jedziemy.
To był mój pierwszy konwent, więc ocenę jako taką trudno wystawić. Opiszę jednak to, co zastałam.
Na początek stanie połowę dnia w kolejce. W moim przypadku było to chyba trzy godziny (?), ale byłam szczęśliwcem, który wykupił wejściówkę wcześniej i wykorzystał znajomości ^^. Osoby, które kupowały bilety na miejscu stały nawet osiem, może i więcej godzin. Oczywiście to nie koniec kolejek. O 16 zaczęła się robić kolejna, do sleepów. Brawa dla tych, którzy mieli cierpliwość na stanie w obu.
Plan atrakcji był nieczytelny i wydrukowany jak najmniejszym kosztem. Mapka też się na wiele nie przydała, bo ostatecznie niektóre sale były pozamieniane i sporo osób się gubiło. Rzeczywiście brakowało kartki na drzwiach z informacją, jakie panele odbywają się w środku.
Toalety po ataku cosplayerów były wypaćkane farbami do włosów i po pierwszym dniu po prostu brudne. Mydła nie było od początku. Przynajmniej papier toaletowy był regularnie dostarczany. Kosze na śmieci też mogły być regularniej opróżniane, bo widok wylewających się śmieci nie zachęcał.
Większość gniazdek była wyłączona z obiegu. Działały te w łazienkach i w salach z panelami itp. Powodzenia dla ludzi ze smartfonami.
Atrakcje. Na pierwszy rzut oka mało było interesujących. Sama byłam na pięciu panelach i uchwyciłam kawałki innych. Panel Waneko uważam za bardzo udany. Było zabawnie i nie nudziłam się. Panele o sporcie w M&A, tasiemcach i koreańskich komiksach były prowadzone przez tę samą osobę i były bardzo udane. Panel Goni o polskim rynku był fajny, ale o szóstej rano, więc trochę go przespałam
. Bishounen night zgromadził armię śpiących ludzi, ale z resztą można było się pośmiać z głupoty głównych bohaterek. Panel o Dorobedoro mnie zdenerwował. Nie rozumiałam prowadzącego, bo mówił za cicho, gapił się w komputer i nie nawiązywał ze mną kontaktu wzrokowego. Kiedy wspomniał o cyckach głównej bohaterki, to nie wytrzymałam i wyszłam. Dorohedoro to taka świetna manga, a jeden z pierwszych komentarzy na jej temat to cycki? Teraz przyznaję, że może za wiele się spodziewałam i za surowo oceniłam, ale nie żałuję wyjścia. Załapałam się na kawałek walki w kisielu. Zasmucił mnie widok pań w źle dobranych stanikach. Kobieto, jeśli część obwodu z zapięciem jest wygięta w łuk i leci pod kark, to znak, że potrzebujesz mniejszego obwodu i większej miseczki! A prowadząca powinna się zastanowić nad tym, co mówi. Słowa: "wygrywa ta, która położy się na drugiej tak, jakby ją gwałciła, ale bez gwałtu" były niesmaczne i zepsuły mi humor. Ogółem nudno i było sporo dziur, kiedy nie miałam co robić.
Cosplay to podobno było jedno wielkie dno. Sporo osób zemdlało i połowa zrezygnowała. Galę przegapiłam.
Pogoda jak na złość była piękna i słońce ani na moment nie chciało się schować za chmury. Było gorąco i duszno.
Organizacyjnie konwent to jedna wielka porażka. Co chwilę coś było nie tak. Z moich obserwacji wynika, że atmosfera między organizatorami a konwentowiczami była dość napięta. Bardzo nieprzyjemne było upominanie osób stojących w kolejce o śmieci leżące na chodniku. Nie wszyscy w końcu śmiecili, a wszystkim się oberwało. I to w burkliwy i nieprzyjemny sposób. Jestem pewna, że śmieci byłoby mniej, gdyby było je
gdzie wyrzucić. Upominajaca ochrona/medyk dopiero po pewnym czasie przyniosła worek na śmieci.
Ludzie byli kochani i można było pogadać z przypadkowymi osobami. W sumie to tylko to ratuje ten konwent. Nie żałuję tego, że przyjechałam, bo ostatecznie czas spędziłam przyjemnie i dobrze się bawiłam, ale jest to zasługa znajomych.