Skanlacje - odpowiedź na post JPF z FB
: śr gru 13, 2017 2:08 am
W odpowiedzi na smutny post z FB zamieszczony powyżej, na początku zaznaczając, że jeśli chodzi o formę, w której napisano te dwa komentarze "zgnijcie w piekle" itd, się nie zgadzam. Przez kilka dni autor tego tekstu rozważał, czy publikowanie tego postu i próba dotarcia do was ma jakiś sens. Po dłuższym namyśle postanawiam pomóc wydawcom i ze swojej strony dać odrobinę wiedzy czytelnikom, a wam drodzy wydawcy przypomnieć o czymś o czym z rozmysłem milczycie.
1. to wydawcy, mówiąc delikatnie, okradają artystów wszelkiego rodzaju konstruując umowy z przekazaniem praw autorskich gdzie w posiadaniu artysty zostaje od 10-20 % praw do ich własnego dzieła. Chyba, ze autor się dorzuci kilka tysięcy złotych do druku, to mu może skapnie 5-10% więcej praw do własnego tworu, bądź dostanie jednorazową kwotę za 100% praw. Wyjątki są rzadkie, mają róże zapisy i nie będę wymienić przykładów, bo post zacząłby mieć charakter wykładu uniwersyteckiego. Formy umów i to, co zawierają to tylko wierzchołek góry lodowej.
2. Sami nie kupujecie materiałów a je skanujecie (skanują wszyscy, poza jednostkowymi przypadkami poszczególnych tytułów w różnych wydawnictwach. Jak nie ma to nie ma i trzeba skanować, ale jak jest to inna sprawa. Mój wpis nie ma charakteru złośliwego i nie zamierzam aż tak wchodzić w szczegółu, a jedynie sprostować sytuacji, a w odpowiedzi na notoryczną falę hejtu i dezinformacji między czytelnikami, która powoduje że pracownikom siwieją włosy od czytania postów a fani potrafią niezbyt fajnie się do siebie odnosić. Komiksy mają łączyć, a nie dzielić.
3. Płacicie dzieciakom, które przychodzą do was z sercem na dłoni i wiarą w pracę wydawnicza po 2zł za stronę za pełną obróbkę, która potrafi fachowcom często zająć po kilka godzin jeśli jest zawalona. Gdybyście materiały wykupili (które w większości przypadków są już wyczyszczone przez Japończyków) to jakiś grosz z tego też dostałby autor (chyba, że ma paskudnie skonstruowaną umowę), ale taniej przywieźć egzemplarz z Japonii i skanować zatrudniając 'bandę wyrobników z pasją', którzy dadzą się nabrać, a później się kreatywnie wypalą Ile razy WY "Szanowni Wydawcy' (wszyscy, jak leci , korzystając z faktu, że wzajemnie obserwujecie) kupujecie materiały od licencjodawcy ? Bo z tego co wiem, a wiem, to rzadko. I żeby nie było, to nie jest żadna tajemnica.
4. .Nie wymieniacie nawet w przypisach wszystkich dzieciaków, którzy przewijają się 'projekty zbiorcze' które wydajecie. Za grosze, na śmieciówkach, albo i na czarno zasuwają dla was i przewijają się przez projekty zbiorcze, które wydajecie. Przychodzą do was (tu mam na myśli was wszystkich wydawców) wierzą w to co robią, kochają komiksy, a dostają coś co sprawia, ze im się odechciewa. Ergo? Wszyscy żerujecie i na autorach i bandzie niewolników, która po prostu i ku waszemu przerażeniu zaczyna otwierać oczy, więc nie zasłaniajcie się prawami autorskimi i straszycie karalnością, bo przy wałach jakie odstawiają wydawcy to żart. Zapytajcie autorów co myślą na temat skanlacji, nie ich oryginalnych wydawców, tylko autorów. Możecie być zaskoczeni, odpowiedzią, bo niektórzy wcale nie mają nic przeciwko skanlacjom, bo dostają darmową reklamę w innych krajach. Dzieciaki chcą i mają prawo zapoznawać się z różnymi tytułami, a niektóre nie są wydawane do końca, nie płacąc za to nawet do 26 zł za tom. Tacy 'złodzieje' 'nielegalni skanlatorzy' 'piraci', a dla mnie po prostu samozwańczy 'Robinhoodowie' z całego świata (nie usprawiedliwiam chamstwa w komentarzach pod adresem wydawców, nie umniejszam też - ani nie gloryfikuję- wkładu wydawnictwa w rozwój rynku) swoją pracą nad czyszczeniem i tłumaczeniami oddają szacunek artyście, przekazując jego pracę dalej, robią darmową reklamę tytułu, bo więcej osób może zapoznać się danym tytułem, uczą się, spędzają czas kreatywnie, robią to dla przyjemności. I Wam "Szanowni Wydawcy' również robią darmową reklamę jeśli komiks jest dobry to kupią tom (chyba, że Japonia w liście tytułów daje komuś same gnioty, ale na to tez jest sposób). Fakt jest taki, i jest ogólnie wiadomy, że jeśli ktoś lubi jakiś tytuł to i tak go kupi, doskonale o tym wiecie. Co mogę Wam powiedzieć? Z jednej strony rozumem wasz lęk, bezsilność, potępiam chamstwo i życzenia śmierci (i skanlaórów i komentujących na fb) z drugiej strony, rozumiem frustrację skanlatorów, ceny komiksów są jak z kosmosu (ci, co twierdzą, że nie, albo są ślepi, albo zbyt młodzi, albo lubią przepłącać ) płacicie grosze swoim wyrobnikom, a nawet jak przyjmujecie młodych dorosłych do pracy, to na śmiesznych warunkach. Mogę wam co najwyżej podsunąć próbę ugody ze skanlatorami, bo wiem i rozumiem, że próby dyskusji i róże próby straszenia grożenia w tym sądem też już były. I tu mam nadzieję, że skanlatorzy również to przeczytają, bo ta propozycja jest również do nich i bazuje na tym jak zachowują się wielkie zagraniczne portale skanlacyjne.
Wiem, że musicie na czymś ćwiczyć i chcecie się przysłużyć innym czytelnikom. Chcecie pracować przy komiksach a wiecie że liczba miejsc jest ograniczona a i warunki nie najlepsze. Przysłużcie się tym autorom, którzy nie zostali jeszcze opublikowane i prawdopodobnie nie będą. Weźcie się za serie, które nie zostały zakończone: Ranma 1/2, Inu Yasha, Kenshin, itd. Wielkie portale po zakupie tytułu, usuwają za licencjonowane materiały, zostawiając jednak link do tytułu, z informacją, że w danym dniu dane wydawnictwo kupiło tytuł. Sugerują tym, że ten tytuł robili. Przy tasiemcach długości 60 tomów wydawca równie dobrze może serii nie dociągnąć do końca i przerwać w połowie. W przypadku plajty nic nie stoi na przeszkodzie tłumaczeniu brakujących tomów. O ile nie dostaniecie bezpośredniego zakazu wystosowanego przez pierwotnego właściciela praw, czyli oryginalnego wydawcę. Tytułów jest multum, zróbcie z tego taki bajer graficzny, że nawet wydawcom zbieleje oko, róbcie reklamy do tych tytułów, mini-komiksy o tym,że szukacie nowych skanlatorów i kiedy kolejny tom, tapety do pobrania z kolarzami dostępne do pobrania na stronie skanlacji. Wiem, że usuwanie swojej pracy boli, zwłaszcza kiedy uważacie, ze zrobilibyście coś lepiej, niż wydawca. Ale olejcie to i dawajcie za nowy tytuł. Poza tym, usuwając takie publikacje maicie pewność, że nikt nie przepisał waszych tłumaczeń, no bo skąd ? Pracodawców interesuje wasze doświadczenie. To jest strona internetowa tworzona od postaw. Jeśli uważacie ze możecie, wpiszcie to sobie jako portal tłumaczeniowy, z adnotacją, że zalicencjonowane tytuły były na bieżąco usuwane, strona nie miała charakteru szkodliwego i służyła wszystkim wolontariuszom, którzy chieli się szkolić a nie było dla nich miejsc w wydawnictwach. W większości przypadków nie bezie to nawet konieczne, bo tak jak mówię, liczy się Wasze doświadczenie.
Wydawcy, podchodźcie do skanlacji jak ludzie. Nie rzucajcie mięsem, bo wstyd mi za was. Jeśli dotrze to do kogoś z wyższej półki, to nie liczcie na dobrą opinię i łatwiejsze robienie biznesu. Mało tego, niech rękę podniesie ten, co nigdy czytał skanlacji. A Drodzy wydawcy, obyście czytali i byli na bieżąco, bo to jest kolejna skuteczna metoda badania rynku. Wcześniej czy później to co popularne (lub nie popularne) w innych krajach trafi i do was. To też jest od fanów dla fanów. Po żadnej ze tron nie siedzą potwory tylko ludzie, którzy nie potrafią się ze sobą dogadać przez niedomówienia i brak podstawowych informacji, chociaż czytając wasze komentarze można mieć do tego wątpliwości. Na razie nie ma dla skanlatorów miejsc w waszych wydawnictwach, ale nie zabierajcie im kreatywności. Zamiast wystosowywać im suchą aż jakże profesjonalnie biznesową pseudo-prawniczą notkę o usunięciu i karalności, na której każdego zalewa krew, weźcie pod uwagę, że gdybyście mieli wystarczającą liczbę miejsc i godziwą pensję, ci ludzie pracowali by dla was. A i większość, która dla was pracuje, czy pracowała ma na karku jakieś skanlacjie i za to dziękujcie Bogu, bo mają chociaż jakieś doświadczenie.
5. Często sztucznie podwyższacie ceny komiksów, przez co sami sobie zepsuliście rynek i wzajemnie się wykańczacie, wiedząc, ze Polska jest z uwagi na mały nakład jest traktowana jako klient "B". Nawet jeśli nie jpf, waneko, które walczy o najlepsze tytuły, to mniejsze wydawnictwa mogły by spokojnie zacząć taką współpracę, umacniając swoją pozycję na rynku i zawalczyć o przeżycie wydawnictwa. Kurde, macie tyle możliwości, reklamowych, marketingowych, biznesowych. Nie mówi wam tego ktoś z ulicy. Rynek nie idzie do przodu tylko soi w miejscu albo jest popychany na siłę, bo wasze systemy mają dziury jak szwajcarski ser. Tylko zawiązywanie współpracy miedzywydawniczej, spółek, czy "Związku Wydawców Komiksowych/ Mangowych musi wam sugerować anonim, bo sami na to nie wpadniecie. Przy zwiększonym nakładzie i zamówieniach w jednej drukarni koszty zostaną zminimalizowane, drukarniom zależy na stałych, przeprowadzenie konkretnej rozmowy biznesowej przy stabilnej ofercie z waszej strony właściwa drukarnia przyjmie z pocałowaniem w rączkę. Bywają i takich, którzy z bardzo wyimaginowanych przyczyn bali się czegoś takiego bo, ojoj, ktoś pozna ilość nakładu. Czy wyście, oszaleli z tym? Skąd wam się biorą takie pomysły?
Dalej, mniejsze wydawnictwa łatwiejszy dostęp do tytułów, I tak,wiem kto zawsze dostaje tasiemce i hity i dlaczego, ale z finansowego punktu widzenia tylko tacy co je pociągną. Za to jest wiele innych bardzo dobry tytułów, czasem nowych czasem klasyków i tu walka byłą by choć trochę prostsza i plajt na rynku by nie było jeśli za mniejszymi wydawnictwami ze współpracy postawi się jeden lub drugi „wielki japoński brat” z zarządu związku.
Z 10 lat oczekiwania na to aż w końcu ktoś na to wpadnie, to zrobiliście Kotorice. Moja reakcja: No wreszcie ktoś pomyślał! Może coś ruszy do przodu. I co dalej?
Wzajemnie ujednolićcie system obróbki tytułów. Powiedzmy sobie szczerze, za to co płacicie można się popłakać ze śmechu i traktować jako hobby. Kożystajcie z dwuch programów, maxymalnie trzech, w zależnosci od ich u zytku. Photoshop niesłuży do wpisywania tekstu, indesign do projektowania okłądek, nie trzeba nikomu aż trzech korektorów do sprawdzania poprawnosci, chociaż program, kórego używa Waneko w którym dodaje się komentarze, spokojnie można wykorzystać. Macie do obróbki jeden tom. Do zrobienia: przekład, korektę, tekst, okładkę, obowlutę, i (o ile orbicie fachowo) materiały promocyjne. Jeśli nie decydujecie się na zakup materiałów dochodzi czyszczenie. Macie grupę wyszkolonych ludzi, który zależy na dobrze wykonanej pracy, profesjonalnym efelcie i godziwym zarobku za własną pracę. Wszyscy mogą pracować i czasem pracują dla wszystkich was. Przy ujednoliceniu wszystkiego i dopracowaniu całego systemu każdy jest zadowolony i wszystko się rozwija. Macie dzięki temu fachowych tłumaczu, literników i grafików z prawdziwego zdarzenia. Tylko jeszcze wypłaty im podnieście. Nie ma tak, że jedna osoba robi zadanie trzech o dostaje 400zł. Niech robi jedno i dostaje 500. Zrobi cztery projekty, każdy u kogoś z was i ma 2000 za które jakoś przeżyje. Mówicie, że macie systemy, które o lat się sprawdzają. Każdy system można polepszyć i jeśli coś jest dobre, to nie znaczy że nie może działać lepiej. Macie jeszcze multum sposobów na reklamę, których nawet po sugestiach nie wykorzystujecie.
6. To że około roku 2009 podrożały usługi drukarni (i nie tylko) to jedna sprawa, ale na przestrzeni 10 lat z ceny od 12-15 zł do 26 to przegięcie. Żeby nie było, nie wypowiadam się na tematy o który nie mam pojęcia. Wiem dokładnie ile kosztuje druk książki, druk komiksu przy jednorazowej lub stałej współpracy z drukarniami, jakie są nakłady w wydawnictwach, ile płaci każdy z wydawców za tłumaczenia czy obróbkę, wiem jakie są koszty prowadzenia firmy w Polsce i opłacenia pracownika i w jaki sposób opłacenia pracownika wielu polskich pracodawców unika. Na siłę wprowadziliście droższy śnieżnobiały papier 'bo klient tak chciał" i sru cena od razu w górę. A reszta za tymi którzy zrobili białłe kartki, bo XY wprowadzili białe to reszta to samo, w obawie, że stracą klienta b) podnosicie ceny bo bo inny wydawca też podniósł.
7. Dzieciaków, nie stać na to żeby kupować komiksy., obojętnie co jeden, czy drugi sarkastyczny napisze w komentarzu. I nie stać na to ich rodziców, w każdym razie nie na tyle, żeby rozwój rynku przebiegał bezproblemowo i bez plajt.
Nie straszcie nikogo prawami autorskimi, bo z takimi wałami jakie odstawiają wydawcy na całym świecie przeciwko autorom, wyrobnikom do przygotowania tytułów i również czytelnikom zasłanianie się dobrem autora to żart. Powiem to głośno: Tu nie chodzi o autora ani o czytelników, tylko o pieniądze. Wystarczy prosta analiza ostatnich dwudziestu lat. Chwilowy posuniecie na przód, bum na plajtujące po chwili wydawnictwa, czy nawet gwałtowne posunięcie do przodu nie jest gwarancją rozwoju. Tu wspomnę, kupowanie nowych tytułów to żaden argument. Jeśli wydawca chce zarabiać to niech się wali i pali ale musi wydawać, a ka nie ma to się zapożyczać, jedno się sprzeda a drugie nie. Jeśli nagle rynek który ma ograniczoną liczbowo i finansowo rzeszę kupców zostaje zawalony masą tytułów z których tylko część jest znana, pojawia się wydawca z pokaźną kwotą, pojawiają się nowele, opowiadania, gadżety, to zaczyna się robić problem. Nie obarczajcie tylko grupy nastolatków za swój strach przed niską sprzedażą, bo to wina rynku, gospodarki i dochodów nieadekwatnych do cen a nie naruszania praw autorskich – mylnie nazywanych bo z autorem mało kiedy mają coś wspólnego. Dzieciaki, które swój czas poświęcają żeby inny mogli zapoznać się z komiksami, i przy okazji uczą się obsługi programów graficznych pożytkują czas z pasją zamiast chlać, brać narkotyki czy imprezować do białego rana. Gdyby nie te dzieciaki z całego świata większość tytułów nawet nie dotarłaby do Europy, a autorzy dalej byliby nieznani. Dla uściślenia - nie nie mam nic wspólnego z żadnymi skanlacjami i współczuję czytania postów jakie zamieściliście przy wpisie, bo żaden właściciel firmy nie chce czytać czegoś takiego. Mogę wam przyznać rację w jednym, faktycznie komentarze czytelników, które zamieściliście są w złym tonie i nie kulturalne, ale pytanie, czy nie nagrabiliście sobie czasem tyle przez te lata tyle, ze teraz to do was wraca w takiej formie? Drugie, po co pierzecie brudy na FB i puszczacie 'straszaka' skoro wszyscy (wydawcy) macie za skórą? Tym zachowaniem powodujecie dyskusje, które dzielą czytelników, o których wiecie, że są nie poinformowani w niuansach prowadzenia firmy w tej branży? Na smutną dokładkę, żeby skończyć ten wywód dodam, że z fajnej rzeczy, rewolucji komiksowej, którą od 1989r próbowano na skalę masową wprowadzić w Polsce zaczynacie (wydawcy) od jakiś mniej więcej 12 lat zabierać dzieciakom frajdę z czytania komiksów z tomów robiąc towar "pseudoluksusowy" (błyszcząca obwoluta, papier arctic, biały aż boli a pod spodem zdublowana okładka z obwoluty w szarościach i skanowana praca zbiorcza w środku, do tego przez niektórych wydawców podkręcanie w fotoszopie żeby obraz był wyraźniejszy. Ludzie, którzy kiedyś własnoręcznie wpisywali tekst w dymki widząc tą wolną amerykankę dostaliby gorączki. Moim zdaniem jest wstyd, który utrudnia pracę i wam i tym którzy dla was pracują. Pracując razem jako wydawcy zyskalibyście znacznie więcej i zrobili znacznie więcej dobrego i oszczędzając przy tym na czasie produkcji) Czytelnika – jak ma bogatych rodziców, bądź zarabia w swojej pierwszej pracy - stać na kupienie komiksów może za 100zł miesięcznie. Muszą wybierać w tytułach dlatego ze ich nie stać. "Od tego kupie, od tego nie kupię, tamten tytuł sprawdzony, ten nowy tytuł może być słaby" Znajome? Kiedy pojawia się nowy tytuł większość pierwszych komentarzy wygląda właśnie w ten sposób, na co pracownicy wydawnictw walą głowami w ścianę bo naharowali się jak dzikie osły. Taki komiks za X złotych zamiast jako frajda traktowany jest często z niezdrowym namaszczeniem (a powiedzmy sobie szczerze, żadnych bajerów, złoceń, przekładanki na obwolucie mat-błysk czy tłoczeń na okładkach, czy wydać exclusicve w limitowanej edycji nikt z was nie robi. ) Przeczytać żeby nie uszkodzić, przed czytaniem zdjąć obwolutę, co by się nie pogięła (bo z jednej strony szkoda, z drugiej okładka pod obwolutą odstrasza szarością i przewidywalnością. Zniszczysz obwolutę to koniec), otwierać pod kontem , co by klej nie poszedł i starczyło komiksu 'dla potomnych", po czym delikatnie odłożyć na półeczkę do kolekcji. Oczywiście na płask. I leży. Byleby nie zepsuć. Zaczyna się pojawiać narzekanie i marudzenie: błe, słaby tytuł, kartki za białe, obwoluta lekko-krzywo-zgięta, tekst w dymu nie-idealnie-na środku, strona źle ponumerowana. Moi drodzy, Wydawcy, sami wyhodowaliście sobie tego "potwora" na własne życzenie. Zamieszczając takie posty jak ten powyżej tylko tego 'potwora' dokarmiacie wywołując między czytelnikami fale negatywnych dyskusji i krytycyzmu, gdzie młodzi dorośli po takich wpisach myślą, że coś wiedzą i zamiast na interesowanie się tym, co w tematyce komiksowej jest najważniejsze. Komiksy mają łączyć a nie dzielić. Współczuje wam niezmiernie, bo znam temat z obydwu stron, ale zawsze stanę po stronie autorów, czytelników, wszelkiego rodzaju wyrobników i wbrew wszystkiemu dzieciaków, które poświęcają swój czas żeby inni mogli czytać to, co lubią. Wychodzę z założenia , że ten post, jakkolwiek zraniony nie czułby się autor, miał na celu tylko wprowadzenie 'zamieszanka' i kolejnej bezsensownej rozmowy między czytelnikami. Na fb dzięki temu dostaliście ponad 200 komentarzy pod tym postem, gratuluję. Wciągacie klientów w konflikt, który z punktu prowadzenia działalności i zależności firma -klient ich nie dotyczy, nie ma też większego czy rażąco negatywnego wpływu na rynek (a wręcz przeciwnie, pozytywny), wiecie to i wy i ja. Zgodnie z zasadą marketingowców „lepiej żeby o nas mówili, lepiej żeby coś się działo, obojętnie co”. Czytelnicy, zwróćcie uwagę: ile komentarzy, tyle opinii, każda inna, a żaden z was nie zna całej historii, nie zna kulisów sprawy, bo cytując, "to tylko wierzchołek góry lodowej'. Osób, które prezentowały bardziej pozytywne nastawienie było kilka, pod tymi komentarzami raczej odpowiedzi nie było. Była za to masa osób, wybierająca strony, 'pocieszająca' wydawcę, czy rzucająca inwektywami i wszechobecnym sarkazmem. Osoby w różnym wieku i ku mojemu przerażeniu również starsze, które powinny z racji „stażu czytelniczego” i doświadczenia życiowego mieć większe pojęcie na temat japonii, realiów pracy, prowadzenia fimy (jak sam nie masz firmy, to przecież pracujesz i widzisz, jak twój szef prowadzi biznes) i tak dalej, z uwagi na to, że zaczynali wcześniej i w nieco innych czasach. Kolejna sprawa przy wchodzieniu nowych tytułów. Wasze komentarze: 'Łoo, to chyba słaby tytuł' Kupie, nie kupie, kupie,nie kupie. Może nie kupie. To nie jest tak , że przychodzi wydawca do wydawcy i sobie wybiera. Karty w biznesie rozdaje zawsze sieniejszy. Nawet w durnych serialach, które na pewno każdy z was kiedyś oglądał jest o tym mowa. Za każdym tomem stoi rzesza osób takich jak wy, która pracuje najlepiej jak może. Czytanie takich rzeczy motywująco na nikogo nie działa, bo każdy się stara się, żeby wyszło jak najlepiej. A przynajmniej ci , którzy się jeszcze nie wypalili i dalej wierzą, że to co robią ma sens. Japończycy w przeciwieństwie do innych narodów są tak skrupulatni że dwie godziny po tsunami nie dość że potrafią się jakoś ogarnąć, to ruch wraca do normy. To się tyczy również biznesu.
Mam nadzieję, że sens tego wpisu dotrze do niektórych z Was i dzięki temu spojrzycie na sprawę z dystansu, nie oceniając żadnej ze stron bo na dłuższą metę nie ma większego sensu. Zgodnie ze starym przysłowiem „jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze”. Bardziej fanowskim językiem, zapytam jeszcze retorycznie: Czego się uczycie z komiksów? Czego was nauczyły? Ponieważ czytając niektóre komentarze wydaje mi się, że chyba zapomnieliście czego i straciliście z oczu to co jest najważniejsze. Przynajmniej stali komentujący. W waszych komentarzach widać powtarzaną od kilku lat plotkę, tu znowu użytą jako argument, o używanie przez niektórych 'tłumaczy' i korektorów skanlacji. Za każdym razem osoby, które wysnuwały takie oskarżenia były piętnowane. Nieładnie, niefajnie i niesłusznie. Z prostej przyczyny, znam kilka przypadków, gdzie od środka były podejżenia przez niektórych 'przekłądaczy' i 'pseudokorektorów' ze skanlacji angielskich w celu weryfikacji poprawności tłumaczenia z japońskiego na polski. Nie powiem u kogo, w jakich tytułach, przez kogo i mówię to tylko dlatego, że nie fajnie czytać powtarzane od lat sarkastyczne i obraźliwe komentarze, względem kogokolwiek, zwłaszcza jeśli wie się, że mogą być prawdą. Zaznaczę jednak, że w przypadkach,o których wiem wykonanie 'tłumaczenia z tłumaczenia' było decyzją tłumacza, bądź korektora, a nie nakazem i zgodą wydawcy. Czasem wiązało się to z brakiem czasu tłumacza, deadlinem, prostszym tłumaczeniem z angielskiego, czy niewielkim zarobkiem za tłumaczenie orientalne. Natomiast musicie zrozumieć jedno, co pracując w jakiejkolwiek firmie wcześniej, czy późnej samo do was dotrze wraz ze stażem zawodowym: jeśli macie do przełożenia komiks za który dostaniecie np. 400zł a macie też inny projekt do przetłumaczenia za który uczciwie policzą Wam 2000zł licząc za znaki, tak jak się liczyć powinno, to wiadomym jest że większość osób szybko odbębni komiks jako 'przyjemne hobby' lub praktykę do Cv i jeśli taka możliwość jest będzie się posiłkować przy tym skanlacjam. Jest to jednak decyzja konkretnej osoby i tego, czy taki tłumacz/korektor jest profesjonalistą czy nie i czy czuje się finansowo doceniany. Mogę przytoczyć znane i często powtarzany przez ludzi, którzy odnoszą powiedzenie, że żaden szanujący się profesjonalista nie będzie pracował za śmieszne pieniądze. I owszem jest tak, że nie godzą się na pracę poniżej stawki adekwatnej do wkładu. Zacząć gdzieś trzeba, ale podejście popracować chwile i zwiać fachwców nie produkuje. Nie wiem, czy ten proceder ze skanlacjami nadal trwa i czy faktycznie zaczęto używać polskich stron, nie mogę również z całą pewnością stwierdzić, czy zdążało się to w jpfie. Ale, między innymi mając okazję pracować z tłumaczami na różnym poziomie wiem, że nie jest też możliwe, żeby dwie osoby przetłumaczyły coś w ten sam sposób, słowo w słowo i identycznie. Nie ma takich zbiegów okoliczności i JEŚLI ktoś ma dowody w postaci ich teksów i własnych sprzed wydania jpfu, na mój gust i na chłopski rozum,i zdrowy rozsądek ta osoba mówi prawdę. Pracownik przed szefem zawsze może się wyprzeć, że nie dało się napisać inaczej. Fakt czasem się nie da, trzbaby sprawdzić procent identycznych powtórzeń na tom. Jeśli natomiast redaktor wie o tym który tłumacz, czy korektor poszedł na łatwiznę, - podkreślam JEŚLI wie- i przymyka oczy na 'przekładowców' (to nie są tłumacze),czy pseudokorektorów i stosuje praktykę „skanlatorzy nam, to my im', to nie ładnie. W kwestii rozwoju rynku, w jednym z komentarzy ktoś wspmniał o tym, że Japończycy mogą zabrać, przestać sprzedawać za to jpfowi tytuły, ponieważ są skanlacje. Tak nie będzie, nikt im nic niezabierze. Nie będę już tłumaczyć dlaczego Japończycy tego nie zrobią, ponieważ udzielanie takich informacji nie leży w niczyim interesie, ale ucieszy mnie jeśli sami połączycie puzzelki i samodzielnie, domyślicie się dlaczego chociażby z „nielicencyjnego” punktu widzenia taki posunięcie i jest niemożliwe, a w każdym razie niezmiernie mało prawdopodobne. Skanalcje na dłuższa metę nie są również powodem tego, że rynek się nie rozwija się, stoi w miejscu, czy wzbija się w porywach to spada. Zawyżanie cen produktów i usług, zapełnienie towarem, ceny wszystkiego nie adekwatne do zarobków, a nawet przyrost naturalny, zasady jakimi kierują się Japończycy przy udostępnianiu tytułów, za przeproszeniem, ale często prawdziwym japoński nacjonalizm ( niektóre kraje nawet okładki dostają inne niż ma japonia), rasizm, seksizm, czy ilości jakie może jest w stanie sprzedać wydawca w danym kraju. Kiedyś takiej wiedzy uczono w szkołach. Wystarczy poznać historię Japonii, żeby wiedzieć, gdzie do dziś potrafi być miejsce kobiety i jak działają firmy. Dla łatwizny zacznijmy od roku 1900 do dziś. Przecież tak większość was kocha Kraj kwitnącej wiśni, jesteście fanami, a nie potraficie się domyśleć i poskładać w całość tego, co macie pod nosem? Drodzy czytelnicy, czy naprawdę trzeba Wam tłumaczyć dlaczego jpf a za nim Waneko dostaje wszystkie hitowe tytuły, czy chcecie, żeby wam tłumaczyć jak wygląda prowadzenie biznesu, żebyście mając tę całą kompleksową wiedzę mogli w spokoju i z radością skupić się na swoich komiksach i przestali gdybać kto, co i dlaczego, skoro nie ma to na was najmniejszego wpływu? Niestety, od bardzo dawna, w zasadzie od kilku lat, Drodzy Wydawcy, rzucacie Czytelnikom skrawki wiadomości, z których większość wysnuwa mylne wnioski, przez co mangowa brać wypowiadająca się na forach i FB, nie mając tak na prawdę pojęcia o bardzo prostych realiach zaczyna prowadzić - przez niedoinformowanie- bezsensowne dyskusje i rzucać błotem na wszystko i wszystkich - tłumaczy, grafików, korektorów, was, i siebie na wzajem. Czasem zareagujecie, inni chowają głowę w piach, bo boją się ze klient się obrazi i nie kupi. (komedia normalnie, takie rzeczy tylko w Polsce). Nie wyprowadzacie ich przy tym z błędnego toku myślenia tylko pozwalacie na takie dyskusje również sami w nie brnąc, zamiast dać się im skupić na tym, co najważniejsze – na frajdzie z przeczytania komiksu, na tym, że żyjecie w takich fajnych czasach, że go macie i macie dostęp nawet do tytułów niewydawanych w Polsce.. Od lat obserwuje jak fatalny wpływ na cały rynek ma takie działanie i aż mi przykro, bo niepoinformowany fan nieobeznany z realiami zaczyna wypisywać bzdury w komentarzach, co też odbija się na waszych pracownikach. Nikt do tej pory tego nie sprostował, mimo, że wszystkie te informacje są ogólnie dostępne i nie są nigdzie i w żadnym kraju tajemnicą. Jeżeli wydawnictwo jest hermetyczne, to żeby odciąć się od przesadnej szczegółowości 'fanów'. Tu jeszcze dodam kolejną rzecz ogólnie wiadomą, mimo że każdy człowiek chce i ma potrzebą przynależenia do jakiejś grupy, wszelkiego rodzaju fora niestety ściągają do siebie ludzi, którzy powodując spory wciągają w to innych. Każdy chce porozmawiać o swoich komiksowych zainteresowaniach, tym bardziej, że są na tyle nerdowskie, że czasem ciężko znaleźć w realnym otoczeniu kogoś, kto lubi to samo. Każdy 'normalny' czytelnik szybko zauważa że dyskusje na forach i fb nie mają większego sensu i zwiewa. Nic by się nie stało, gdybyście raz ukrócili całą tą fale nieporozumień i niewłaściwych domysłów. Może wtedy czytelnicy nie rzucali by na was, waszych pracowników i siebie błotem. Nie macie co się bać, że posiadając taką wiedzę kolejni fani postanowią zrobić wam konkurencję i otworzyć kolejne wydawnictwa. Jak ktoś ma otworzyć to i tak otworzy. Wiedząc to co Wy, wiedzieliby, że rynek jest przepełniony i czeka go tylko plajta. Chyba, że ma wujka Japończyka i milion w kieszeni. To czego się obawiacie, to -jak każdy zresztą- to słaba sprzedaż. Jadnak przy niewielkiej grupie odbiorców, zawyżonych cenach i ogromnej ilości wydawanych tytułów nie jest to dziwne. Gdybyście chociaż raz wytłumaczyli wszystkim jak na prawdę wygląda praca w wydawnictwie, na czym polega to oszczędzilibyście i sobie fali bezsensownych dyskusji, które muszą czytać wasi pracownicy. Co do pozwów o prawa autorskie, Drodzy Czytelnicy, czy Wy wiecie ile to kosztuje? I trzeba jeszcze wiedzieć kogo pozwać. Gdyby to było możliwe to nie było by wielkich zagranicznych portali wypchanych po brzegi skanami i Japończycy nie podpisywali by z nikim licencji. "Dzieło kultury' o jakim ktoś wspominał w komentarzu, już dawno zostało artyście zabrane w Japonii. Wiecie w jakich warunkach i na jakim stresie pracują mangacy? Jak są ciśnieci przez japońskich wydawców? O tym, że niektóre serie celowo autor ciągnie latami, z prostej przyczyny, często jest tak, że po skończeniu serii musi zaczynać całą drogę od początku, bo nazwisko i wcześniejszy hitowy tytuł nie wystarczy? Dlatego macie te tasiemce – ciągnij temat tak długo jak się da, puki pomysł się sprzedaje. O tym głośno mówią ci artyści z zagranicy, którzy pracowali jako mangacy i z mangakami dla japońskich wydawców. Z resztą, po sprzedaży tytułu, (czytaj: podpisaniu, pozwolę sobie zażartować, cyrografu z wydawcą) japońscy badacze rynku dokładnie mówią jak prowadzić postacie, bo to co ty chcesz według nich się nie sprzeda. Nawet w bonusie od autora czasem możecie sobie przeczytać krótki komiks o pracy autror-wydawca. Tyle zostaje z wolności twórczej. Z resztą, przykładowo, Disney/Pixar robi to samo, jak robią nowy film animowany to jest nowy nabór na animatorów, mimo, że to są zawsze ci sami. Jak mi nie wierzycie, zacznijcie przeglądać internet. Skoro jak twierdzicie (przynajmniej niektórzy z Was), że interesujecie się Japonią, to dla waszego dobra proszę , czytajcie, pytajcie, oglądajcie filmy dokumentalne, filmy na YT robione przez tych którzy pracują czy pracowali dla wydawców, sprawdzajcie co piszą na ten temat na zagranicznych forach za granicą, gdzie wydawcy i pracownicy wydawnictw otwarcie mówią o realiach i o tym jak to wszystko wygląda od kuchni. Są tacy co nawet prowadzą vlogi na te tematy. Patrzcie na to z perspektywy zamiast oceniać coś na podstawie szczątkowych informacji, wybierać story, współczuć i szydzić. Każdemu kto pracował/pracuje w wydawnictwie, czy w jakiejkolwiek innej firmie, zna realia i prawne i życiowe (bo to nie zawsze to samo) włos na głowie staje dęba, kiedy widzi co się dzieje, ale nikt nie ma tyle odwagi, czy chęci, żeby to sprostować. Drodzy Wydawcy, obojętnie jak mówią, ważne żeby mówili, prawda? Szkoda tylko, ze to działa destrukcyjnie na cały rynek. Jeszcze raz serdecznie współczuję temu, kto dostaje takie wpisy, bo zakładając firmę 20 lat temu pewnie się czegoś takiego nie spodziewał. Niestety, sami chcąc zwiększyć sprzedaż (jak każda firma) kilka lat temu dopuściliście fanów bliżej waszych wydawnictw, używając FB, YT, wystąpień na konwentach i stron internetowych, prowadzicie z nimi dyskusje na forach internetowych. Działanie mające zwiększyć sprzedaż – kupujący czuje się ważny i zauważony – odbija się prędzej czy później na każdej firmie, ponieważ, mówiąc żargonem i przepraszam za wyrażenie, 'zwykli fani' (czytaj:, spokojni, bezkonfliktowi i zadowoleni)nie przesiadują na forach, bo nie mają takiej potrzeby, albo po jakimś czasie zwiewają do reala (przynajmniej taką nadzieję ma każdy producent). Sposób zwiększenia obrotów genialny, choć krótkoterminowy, bo ten co go wymyślił nie wziął pod uwagę zmian w społeczeństwie. Drodzy Czytelnicy, czytajcie komiksy obojętnie gdzie, dla zabawy, dla frajdy, dla relaksu i nie traćcie czasu na takie dyskusje, bo tracicie cały klimat i swój cenny czas. Czytajcie to, co lubicie. Jeśli wydawcy narzucają Wam horrory w których latają obcięte flaki, albo miałkie romanse, bo twierdzą, że akurat taka moda i to się sprzedaje, to pamiętajcie że sprzedaje się, to co akurat jest na rynku, a to co jest na rynku narzuca silniejszy. Jak macie ochotę i nastrój na dobrą komedię czy coś o sporcie, a akurat tego brak, to czytajcie skanlacje i nie zastanawiajcie się czy to dobrze, czy źle. Każdy autor robi coś, bo chce Wam przekazać coś ważnego i czegoś Was nauczyć. To jest priorytet każdego artysty, nie kasa i sława (pomijając niektórych kretynów). A jeśli tytuł Wam się spodoba, ktoś go wyda i będziecie mieli pieniądze żeby kupić, to go kupcie. Są tacy, którzy to robią. Jeśli myślicie, ze jestem w błędzie, przypomnijcie sobie, ze podobny problem był jakiś czas temu z muzyką. Zapytano samych autorów co sądzą. Większość powiedziała prosto: jeśli ktoś ma kupić, jeśli komuś się spodoba, to i tak kupi. Nie traćcie czasu na domysły, które nie są waszym zmartwieniem, tylko zagadnieniami z zakresu prowadzenia zagranicznego biznesu, gdzie nie jesteście zapoznawani ze szczegółami i niuansami, które tak naprawdę nie są Wam potrzebne do czerpania radości z komiksu. Jeśli natomiast widzicie kolejną podwyżkę, otwarcie mówicie wydawcom:„Jest za drogo, jeśli będzie taniej, kupię o tom czy dwa więcej.” Wyjątkiem jest REALNE i porządne podwyższenie zarobków pracowników, co również wpływa na rozwój firmy. Drodzy Wydawcy, stosując taką politykę marketingową macie trzy wyjścia ( a to i tak dużo): albo „oświecić” i tak główkującą młodzież (domysły, nawet błędne, są oznaką myślenia) z zakresu prowadzonego biznesu, skoro kiedy to Wam na rękę wpuszczacie ich przed swoje drzwi, chociaż nigdy za próg. Możecie też dalej prowokować bezsensowne dyskusje i je czytać rzeczy od których wszyscy dostajemy palpitacji, lub kontakt odciąć, przyjąć podejście hermetyczne i ograniczyć się do wrzucania informacyjnych postów, które na dobrą sprawę są jedynym, czym powinni sobie zaprzątać głowę czytelnicy.
Na pożegnanie dodam, że jest mi niezmiernie przykro pisać taki 'esej'. Polski rynek komiksowy pod wieloma względami i w porównaniu do innych krajów jest rynkiem słabym, młodym i niewielkim. Moją intencją nigdy nie było i nigdy nie będzie osłabianie go jeszcze bardziej. Piszę to, właśnie dlatego, że jesteście na tyle młodym rynkiem, że macie jeszcze szansę skorygować niektóre rzeczy, doprowadzając do realnego rozwoju i nie powielając schematycznych pułapek, w które już dawno wpadły większe wydawnictwa w innych krajach. Ponieważ widzę w Was potencjał, który powinniście wykorzystać. Bez wchodzenia w głupie spory, dyskusje, sarkazmu, trzymania stron, zgodnie z pięknym ideowo hasłem, które powinno być motywem przewodnim każdego wydawnictwa a nie tylko sloganem „Od fanów, dla fanów”. Od ludzi, dla ludzi, od nas dla nas, bo wszyscy jesteśmy od siebie zależni, dziś czytasz, jutro możesz pracować w wydawnictwie, albo może już pracujesz. W dzień wydajesz, wieczorami czytasz i przy okazji sprawdzasz, co może się spodobać innym. Chociaż idea zawsze przetrwa, waszym zadaniem jest, i Wydawców i Czytelników, żeby idea nie została wypaczona. Wszystkie sugestie mające usprawnić wasze działanie, z pełną świadomością, ze są możliwe do wprowadzenia, skuteczne i stosowane przez innych wydawców, oddaję nie chcąc w zamian za nie niczego, anonimowo, licząc wyłącznie na poprawę i rozwój rynku.
Po czytaniu wulgarnych komentarzy niektórych wydawców odechciewa mi się z którymkolwiek z was 'biznesmeni' być na 'ty'. Beata, policz sobie ile kosztuje miesięczne utrzymanie, zanim zaczniesz rzucać mięsem. To wstyd dla wydawcy i jakiegokolwiek właściciela firmy prowadzić taki dyskusje na fb. Forma taka, jak podsłuchane w restauracjach rozmowy postów, ale was nich podsłuchiwać nie musi. Wstyd kolejny, że wiedząc ile wynoszą koszty utrzymania twierdzicie, że 3000 to za duża wypłata.Czy potrzeba wyliczenia ile kosztują: wynajem, czynsz, rachunki, jedzenie, ubrania, opieka zdrowotna? I mimo wiedzy lub (ale to było by już śmieszne) niewiedzy jak wygląją zapisy w umowach autor-wydawca zasłaniacie się dobrem autora. Jeśli chcecie dalej zatrudniać tanim kosztem 'bandę murzynów', to was informuję, że wszystko co dobre szybko się kończy. Macie najlepszy dowód w postaci wiecznie rosnącego niezadowolenia, hejtu, bzdurnych sarkastycznych dyskusji a nawet agresywnych i chamskich wpisów jak przykład zamieszczony przez JPF. Nie chcę mieć więcej nic wspólnego ani z wami, ani z cyrkiem , który odstawiacie, jeżeli to się nie zmieni. A ze mną jeden po drugim idą inni, którzy nie chcą siedzieć w tym bałaganie.
Tu jeszcze wspomnę, że w najmniejszym stopniu nieprzejmuję się żadnymi negatywnymi komentarzami i próbą uciszenia, tylko dlatego, wytknięto prawdę, czy nawet zaszczuciem przez forowych sarkastów. Takie osobniki mają na celu wyłącznie wszczynanie sporów i zamieszania wszędzie,czepiają się słówek i żywią negatywną reakcją tam, gdzie coś się dzieje. Po tak długiej pracy z klientem nie ma rzeczy, które mogą mnie obrazić, zezłościć, czy sprowokować do dalszej czy jakiejkolwiek dyskusji z kimkolwiek i o czymkolwiek. To pierwszy i ostatni raz kiedy coś komentuję, nigdy więcej nie zamierzam w chodzić na to forum. Jeśli znajdą się osoby, do których dotrze pozytywny sens tego 'eseju', to im dziękuję i proszę, żeby nie dali się wciągnąć w bezsensowną dyskusję, która może wybuchnąć po jego publikacji.