Mój drogi bracie kupiłam, totalnie w ciemno. A bo pomyślałam, klasyk dobrze znać, wychwalany przez wielu, kontrowersyjny, będzie ciekawie. No i zawiodłam się na całej linii.Szesnastoletnia Nanako Misonoo zaczyna naukę w prestiżowym liceum żeńskim. Ku swemu ogromnemu zdziwieniu, dostaje się do elitarnego szkolnego stowarzyszenia Sorority. Wkrótce Nanako zostaje uwikłana w panujące w szkole skomplikowane relacje pomiędzy niektórymi uczennicami. Gdy na jaw wychodzą kolejne sekrety poszczególnych dziewcząt, Nanako musi zmierzyć się z zupełnie nowymi dla siebie problemami, takimi jak miłość lesbijska, kazirodztwo czy skłonności samobójcze. Swoje perypetie dziewczyna opisuje w listach skierowanych do poznanego niegdyś studenta, którego nazywa swym "braciszkiem". Nie zdaje sobie jednak sprawy, że tak naprawdę łączy ich coś więcej...
-Realistyczne okruchy życia zaczynają się od tego że bohaterka podchodzi do studenta który dorabia sobie jako ich nauczyciel i pyta wprost "zostaniesz moim braciszkiem?" ...
-Nanako nie robi kompletnie nic, ktoś ja obrazi-ryczy, cieszy się- ryczy, nic się nie dzieje-ryczy. Jest strasznie bierna właściwie nic nie próbuje tłumaczyć ani nawet, szczerze porozmawiać ze starą przyjaciółką, gdy ta się na nią obraża. Jedynie na końcu mangi coś z siebie wykrzesuje ale to i tak niewiele.
-Najlepsza koleżanka nie chciała nas wypuścić ze swojego domu i nam groziła? a co tam potrzymajmy ją następnego dnia za rękę dla wsparcia.
-jak już o tej koleżance mowa, to ta najpierw ma wielką obsesje na punkcie Nanako, a potem nagle puff o! znikła już ok, jest dobrą koleżanką.
-Miłość jest tu płytka jak kałuża i nawet wylana w nią tona łez bohaterki nie pomaga. Nonoko rozpacza nad swoją wielką miłością, którą tak kocha bo jej wybranka jest... tak bardzo eteryczna...tak, tylko dlatego. To uczucie jest tak puste że aż wkurza.
-Relacja miedzy przewodnicząca Soronity a Saint juice, nie jest lepsza, choc tu z jednej strony mamy czystą nienawiść pokazywana prze całą mangę by na końcu stwierdzić "ee ona jej tak chyba do końca nie nienawidziła" (nie dosłownie ale dla mnie tak to wygląda)
Nie mogłam się wgl wczuć w historię, niby jesteśmy w szkole lat 70 a ja się przez większość mangi czułam jak na dworku Józefa Poniatowskiego z "aż do nieba". może przez wszędobylskie sparkle i małą ilość teł, patetyczność opisów dosłownie każdej sceny lub manieryzm każdej postacii.
Właściwie ostatnim czego spodziewałam się zobaczyć w tej mandze pełnej "eteryczności" to gra w kosza. Właściwie to jedna z niewielu scen która przypomina że jesteśmy w szkole i poza intrygami jest też szkolne życie.
Jedyną sensowną postacią w tej mandze jest "książę Kaoru" jej historia jest ciekawa a sama bohaterka jest silną kobietą.
Tak na dobra sprawę gdyby mang była o niej była by o niebo ciekawsza.
Nawet koleżanka z obsesją na punkcie Nanako z czasem robi się ciekawa, a raczej historia jej rodziny jest ciekawa.
Tak po za tym rozbawiła mnie jedna rzecz a mianowicie, co bohaterka spotyka nową postać to jej pierwsza rozkmina jest na temat tego jak pachnie nie wiem jak inni ale ostatnią rzeczą o jakiej myślę gdy poznaje nową osobę jest fakt czy pachnie od niej sandałowcem
Po tak szumnie wychwalanym klasyku czuje się zawiedziona.