Bardzo się cieszę, że przeżyła koleżanka Megumi (Kaori), polubiłem tę postać i jej brata. Śmierć Shimizu to istny miód. Tak samo jak Chizuru. Szkoda Tooru i Ritsuko. Fajną parę by tworzyli, ale bardzo spoko, że pielęgniarka do końca powstrzymała się od picia krwi. Jednak nie mogę zaakceptować śmierci Natsuko (ostatecznie, po złym pierwszym wrażeniu polubiłem skurczybyka; bardzo fajnie rozegrał z cienia eksterminację shiki) i ucieczki młodego mnicha z Sunako. Dziwce należało się zczeznąć
najchętniej bym widział jak płonie żywcem w kościele przybita przez Tomio. Ból mi sprawiła śmierć matki Seishina i, za los który na nią sprowadził, powinien spłonąć z wampirzycą. Śmierć żonki doktora? O tak, TAK! To było to co tygryski lubią najbardziej.
Wieś spłonęła z winy Motoko Maedy, jednak rozumiem jej ból po utracie bliskich. Śmierć wymierzona jej teściowi po przez powolne spopielenie jak najbardziej adekwatna. Szkoda tylko, że kobieta się o niej nie dowiedziała
Drażniła mnie nazwa "wilkołaki", ale gdy Tatsumi wyjaśnił jej genezę zaakceptowałem to miano, nawet zaczęło mi się podobać. Fajnie, że autor odniusł się do problemu, który od początku wytykałem - geometrycznego przyrostu shiki. Tatsumi przedstawia plan Sunako jako utopię prowadzącą do zagłady obu inteligentnych gatunków. Jak najbardziej zgadzam się z tym tokiem myślenia.
Całym sercem byłem #Team人. Co prawda w 11 tomiku zacząłem trochę współczuć mordowanym shiki, ale szybko mi przeszło i czułem perwersyjną przyjemność patrząc, jak kolejne są katrupione. Tylko w kilku przypadkach było mi autentycznie smutno.
Ale ogólnie jestem zdania, że gdyby Kirishikowie odpowiednio rozegraliby sprawę mogłoby nie dojść do tragedii. Ba, mogliby stworzyć prawdziwy precedens. Gdyby zamiast na wejściu mordować mieszkańców miarkowali się i tylko ich "nadpijali", nie wywołaliby nienawiści. Powinni przeprowadzić badania (myślę, że Ozaki odpowiednio poproszony by pomógł) kto powstaje, a kto nie. No i po wypiciu jakiej ilości krwi następuje przemiana. Chodzi mi o to, czy cłowiek który został wyssany tylko trochę, a umrze z innych powodów, może stać się shiki, czy też jedyną drogą do wiecznego życia jest śmierć, lub prawie śmierć, z wyssania. W takiej sytuacji shiki mogłyby się ujawnić i ściągać z całej Japonii, a może i świata, by zamieszkać w Sotobie. Za dnia spacerowaliby ludzie, a nocami wampiry. Mogliby koegzystować, gdyby się ujawniły w "odciętej od świata wiosce". Tych, którzy by chcieli stać się krwiopijcami przemieniano by na ich życzenie, natomiast reszta mieszkańców urzyczałaby shiki swojej krwi tylko nieznacznie słabnąc (coś jak Kanami i Tae Yano z Zajazdu Chgusa). Nad porządkiem pieczę sprawowałyby oczywiście wilkołaki. I tym sposobem marzenie Sunako by się spełniło bez rozlewu krwi i tragedii.